czwartek, 28 listopada 2013

back to the past - 14.06.13 & 21.08.13

Przeglądając zdjęciowe foldery natknęłam się na parę ciekawych, i jak widać zapomnianych przeze mnie, niewielkich fotorelacji :>
Ostatnie przedmaturalne wakacje oficjalnie ogłaszam za udane,
na dowód wstawiam zdjęcia z rutynowego pobytu na węglowej i posiadówki w Castelu.
Jesteście AWE ... wait for it ... AWESOME

14.06.13





coś chyba ktoś nie wygrał, hehe



21.08.13

Szarlotka na romantycznie
 

czwartek, 10 października 2013

Indonezja - wyspa Batam

Podczas miesięcznego pobytu w Azji, pewnego weekendu wybrałyśmy się z siostrą do Indonezji - promem... Podróż zajęła mniej więcej godzinę czasu; trip sam w sobie nie wzbudza większych emocji pośród Singapurczyków, może z racji tego, że jest blisko - to tak, jakby pojechać z Białegostoku do Augustowa, ot tam - małe "wielkie" wojaże :). Wyspa Batam przywitała nas spokojnie, gorąco oraz całkiem sympatycznie, aczkolwiek z wielką fascynacją tamtejszych ludzi - na pewno byłyśmy jedynymi turystkami z Europy, a szczególnie z tak jasnym kolorem skóry, no ba! :)

Ośrodek KM Resort, w którym się zatrzymałyśmy nie należał do aktualnie popularnych, nie emanował także luksusem, ale to jedynie przyczyniło się do jeszcze "bliższego" zapoznania się z Indonezją i urokiem jej egzotyki.

w drodze na Batam


 

nasze lokum - rano zaskoczyła mnie jaszczurka w koszu na śmieci

 
W ciągu dnia nie rozstawałam się z miejscem, które wygląda jak te z kolorowych magazynów:  z basenem, białymi leżaczkami i palmami gdzieś w oddali :3
 
basen z wodą oceaniczną
 
Czasami też i dopadał mnie głód - a ja dopadałam świeże kokosy:
 
 








 
 Wieczorem przyszedł czas by zjeść frytki i popić piwem, no bo kto je owoce morza? W międzyczasie pstryknęłam kilka fotek zachodu słońca.
widok z zadaszonej restauracji




a gdzieś w oddali Singapur :>


piwo to nasze paliwo - Bintang

 


 

sobota, 28 września 2013

Singapuru część dalsza

Tak jak wspomniałam w poprzednim wpisie, Singapur okazał się być gorący, ale także zaskakujący. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę to natłok ludzi - są wszędzie i to w wielkich ilościach:
Orchard Road

Orchard Road
Orchard Road rozciąga się na 2,2 km i jest przepełniona centrami handlowymi po obu stronach, więc jeśli denerwowała nas duchota Singapuru, alternatywą było przejście ulicy przez połączone między sobą centra - z klimatyzacją oczywiście. Na pierwszy rzut turystycznego oka - zakupy na bogato w stylu Armani, Gucci czy Louis Vuitton... ale wystarczyło się trochę zagłębić by znaleźć azjatyckie, jak i europejskie, sieciówki, gdzie czułam się o wieeeele spokojniej z moim lekkim portfelem :p.

Po drodze, wśród dużej ilości tropikalnych drzewek znalazłam też Starbucksa:

 
aczkolwiek wolałam azjatycką kawę, którą piłam za grosze w azjatyckiej sieciówce Toast Box:

 
Wszędzie jest zielono, miło i przyjemnie - nie ma to jak spacer w 34 stopniach C :)


przystanek przy Orchard Road


w drodze na plażę na Sentosie


singapurski parki niczym dżungla


blisko najwyższego wzniesienia Singapuru

domek przy Emerald Hill Road


przez Emerald Hill Road na skróty z centrum Singapuru
 
 Czasami chciało mi się jeść, a do picia brałam herbatę mleczną z żelkami z tapioki:

zgłodniałam: Salt&Seaweed Pringles i Coconut Pearl Tea
Wypadałoby też zjeść coś porządnego - moją miłością indyjska kuchnia:


2 rodzaje curry, Palak Paneer ( ser ze szpinakiem),
2 Prathy ( szpinakowa i ziemniaczana ), i  "wielki Pringles" czyli chrupki Papadam

Papadam, Samosa ( pieczony pierożek z warzywami ), curry i Naan
 
 
Oprócz tej pięknej zieleni i wspaniałego jedzenia znalazło się też miejsce na kicz: Haw Par Villa. W przewodnikach nazywane najbardziej kiczowatym miejscem Singapuru i zgodzę się z tym bez wahania. W skrócie opisałabym to kupą gipsowych figur i budyneczków, które nie wiem po co w ogóle zaistniały : D